Prezes naszej Fundacji Lidia Bukowska została twarzą kampanii POMACAJSIĘ

„Rak to nie wyrok…..
Wszystko zaczęło się 8 grudnia 2017 roku. Tego dnia nic nie wskazywało, że moje życie zmieni się tak bardzo. Jadąc do Szpitala do Gniezna, gdzie rezydował mój lekarz onkolog prof. Dawid Murawa, nie przypuszczałam, że tego dnia dowiem się, iż mam raka. Po wstępnych badaniach tj. USG, biopsja cienkoigłowa i biopsja gruboigłowa, wydawało mi się, że ostatecznie będzie to tylko nowotwór łagodny, a leczenie potrwa krótko. Z taką nadzieją jechałam na wizytę do lekarza.
Niestety tego dnia dowiedziałam się, że to jest nowotwór złośliwy – rak piersi. Mój lekarz prowadzący mnie na początku choroby to osoba, która w moim życiu pojawiła się po raz kolejny po niemalże 25 latach. Otóż 25 lat temu uczyliśmy się w jednym liceum i w jednej klasie. Mało tego, przyjaźniliśmy się wówczas, a nasze drogi rozeszły się po maturze. I oto po tylu latach spotykamy się. Oczywiście to spotkanie nie było przypadkowe.
Wtrącę, iż moje dolegliwości bólowe zaczęły się w lutym 2017 roku. Udałam się do chirurga, zrobiono mi usg ręki prawej. Lekarz powiedział wówczas, że wyczuwa w ręce i widzi w obrazie usg gruczolaki, ale to nic niepokojącego. Myślę, że już wtedy rozwijał się nowotwór. W czerwcu pojawiły się pierwsze silne bóle prawej piersi, które z biegiem czasu nie pozwalały mi spać w nocy. W lipcu pojechałam z rodziną na wakacje nad morze do Rewala. Tam z interwencji zabrałam dwa koty, szukające domu. Przywiozłam oba do Poznania, jeden trafił do domu tymczasowego a drugi został u nas. Czester, bo tak nazwałam kota, od razu zaklimatyzował się u nas i stał się częścią naszej rodziny. Czester odegrał w moim życiu bardzo ważną rolę, ponieważ już pod koniec lipca przychodził do mnie w nocy i kładł się na prawej piersi. Przychodził codziennie, a pierś z dnia na dzień bolała coraz mocniej.
Zadzwoniłam do mojego przyjaciela Doktora Adama Śliwińskiego. Adam pracuje w diagnostyce nowotworów. Poprosiłam o pilne badanie USG i biopsję cienkoigłową.
Wspomnę, iż w wieku 19 lat poczułam pierwszy guz w mojej piersi, a później okazało się, że guzów jest więcej, ale to wówczas były zmiany mastopatyczne. Wiele lat byłam pod onkologa, co pół roku przechodziłam badania USG i biopsje. Przyznaję, iż od momentu urodzenia sana, czyli od 2011 roku zaniechałam badań.
Apeluję, do wszystkich Was Drogie Kobiety! DZIEWCZYNY BADAJCIE SIĘ!
USG i biopsja cienkoigłowa wykazały zmiany łagodne. Adam zalecił, abym zapisała się do lekarza onkologa. Okazało się, że wizyta jest możliwa dopiero w styczniu 2018 roku (a był październik 2017 roku). I nagle przypomniało mi się, że w liceum przyjaźniłam się z Dawidem Murawą, który wybierał się na Akademię Medyczną, wyuczył się na lekarza i jest onkologiem. Znalazłam namiar na Dawida i umówiłam się a wizytę (spotkanie po latach, szkoda, że w takiej sytuacji), Dawid skierował mnie na powtórne USG, a po nim od razu skierował mnie na biopsję gruboigłową i wziął mnie pod swoje skrzydła. Jak dobrze, że trafiłam na Niego. Jak dobrze, że szybko zostałam poddana badaniom! Anioły nade mną czuwały. Najpierw mój kot (na którego grzbiecie po czasie zauważyłam skrzydła!), potem Dawid.
I oto wracam pamięcią do 8 grudnia 2017 roku, do dnia, kiedy usłyszałam diagnozę.
Tego dnia w przeciągu 30 minut dowiedziałam się, że mam raka i że dostałam się (z koleżanką) do programu/teleturnieju The Wall. Wygraj Marzenia. Uczucia były mieszane, skupione jednak na tym, że jestem chora.
Teraz po czasie myślę sobie, że dobrze się stało, iż przez cały okres mojej choroby i leczenia działo się tak wiele. Gdzie bym teraz była? Jak bym funkcjonowała? Czy jeszcze bym żyła? Wszystkie wydarzania i działania, wszystkie wyzwania pomagały mi przetrwać ten trudny czas.
Jakże ważne jest, aby nie skupiać się na chorobie i leczeniu, aby nie myśleć cały czas o tym, co złe. Będę podkreślać i namawiać do tego każdą Kobietę, która usłyszy smutną diagnozę, aby znalazła w swoim otoczeniu, w sobie, pasje, możliwości, aby mimo trudnego leczenia, mimo dolegliwości, robiła coś, co sprawia jej przyjemność, co pomaga przejść trudny czas.
Każda z nas ma jakieś pasje, marzenia- Dziewczyny! Realizujcie się! Czytajcie książki, chodźcie na spacery, bierzcie udział w różnych fajnych wydarzeniach, spełniajcie marzenia!
Dlaczego to wszystko jest takie ważne? Dlatego, żeby nie skupiać się na chorobie, żeby nie rozmyślać, żeby się nie bać. Oczywiście, to nie znaczy, że nie będzie ciężko fizycznie i psychicznie, ale będzie łatwiej.
Piszę to, ponieważ u mnie tak było. Każdego dnia, kiedy już nie widziałam sensu walki, leczenia, kiedy traciłam chęć do życia, a było takich dni sporo.. przychodziło coś, co mnie odsuwało od złych myśli,, coś co nadawało sensu.
Przede wszystkim wciąż w okresie mojego leczenia pojawiają się wyzwania, wyzwania, które powodują, że chce mi się żyć.
W grudniu , po diagnozie, byłam poddana całemu pakietowi badań dodatkowych, aby ocenić rodzaj raka i ustalić plan leczenia. W międzyczasie trwały przygotowania do programu The Wall. (nagrania w Fundacji, poza Fundacją, mnóstwo telefonów). Ta zadaniowość i wyzwania nie pozwalały mi myśleć.
Zbliżały się święta i ogarnął mnie strach, ale święta spędziłam z rodziną i znajomymi w górach i znowu nie było kiedy rozmyślać, bo były góry, śnieg i dużo śmiechu

Po świętach były przygotowania do wyjazdu na nagrania do telewizji. Trzeba było kupić jakieś „ciuszki”, pójść do kosmetyczki, do fryzjera. Wybrałam fryzurę bardzo krótką, żeby już przygotować się na ewentualność utraty włosów. W ciągu dnia grafik był bardzo napięty. Nie było czasu na myślenie, że jestem chora, tylko wieczory były smutne i ciężkie.
12 stycznia 2018 roku wyjechałam do Warszawy na nagrania do programu The Wall. Wygraj Marzenia . Po drodze nikt nie mówił o mojej chorobie,. Wszyscy byliśmy skupieni na tym, co będzie się działo 13 stycznia. Była misja do wykonania i to się liczyło. Nagranie pochłonęło cały dzień. Było dużo stresu, ale takiego mobilizującego. Udało się wygrać całkiem sporo, co tak mnie ucieszyło, że przez parę godzin nie docierało do mnie, co właściwie się stało. Ten czas, to przeżycie na zawsze zostanie w mojej pamięci. Wspaniała przygoda! Tak wspaniałych przygód życzę każdej z Was.
A potem o mojej chorobie (o rozpoznaniu oraz o operacji, jaką mam przejść) opowiedziałam w programie Dzień Dobry TVN (w styczniu 2018 roku). W programie chciałam podkreślić, iż wiele kobiet ma możliwość przejść operację oszczędzającą i zachować piersi. Chciałam dać kobietom odrobinę nadziei, dlatego zgodziłam się wziąć udział w tym programie.
30 stycznia 2018 roku przyszedł czas operacji. Bardzo się bałam, ale na szczęście leżałam w szpitalnym w pokoju ze wspaniałymi kobietami. Jednej z nich już nie ma. Ania odeszła w czerwcu 2018 roku. Ania wspierała mnie po operacji. Miałam operację oszczędzającą. Mimo to, że była to tego rodzaju operacja przeszłam to bardzo ciężko, bo chyba jestem bardzo wrażliwa na ból. Nie radziłam sobie z bólem ani w szpitalu, ani w domu. Musiałam być pod opieką Poradni Leczenia Bólu.
Po szpitalu odbyły się wizyty kontrolne połączone ze zdejmowaniem szwów, zmianami opatrunków. Itp. Podczas ostatniej wizyty lekarz poinformował mnie, że mam zrobić sobie małe wakacje, bo przede mną kolejne etapy leczenia, o czym zadecyduje konsylium. Posłuchałam lekarza i pojechałam z synem nad morze do przyjaciółki Marty. Tam spędziłam miły tydzień, chociaż ból był niemiłosierny (mimo leków). W tym miejscu pragnę podkreślić coś bardzo ważnego. Oprócz pasji, wyzwań, które pomogą nam przejść najgorsze chwile, ważna jest obecność rodziny i przyjaciół. To oni są najlepszym lekarstwem na ból, smutek i lęk. Dziewczyny – nie izolujcie się!
U przyjaciółki po raz pierwszy spojrzałam w lustro, żeby zobaczyć operowaną pierś. To była dla mnie olbrzymia trauma, ale cieszę się, że nie byłam sama, że byłam w towarzystwie przyjaciółki. Płakałyśmy razem całą noc. Właściwie w głowie już miałam, że nigdy w życiu nie będę już kobietą. Wiem, że kobiety, które przechodzą mastektomię mają pewnie o niebo gorzej, ale dla mnie wtedy to był koniec świata. Załamałam się. Codziennie spacerowałyśmy nad brzegiem morza, a ja wciąż nie potrafiłam się uśmiechnąć. Nocami nie spałam. Codzienna zmiana opatrunku powodowała , że myślałam o najgorszym. Całe moje pozytywne myślenie, cała moja zadaniowość, wszystko runęło. Przede mną niewiadoma
Wróciłam do Poznania. Dawid – mój onkolog, przedstawił mi plan dalszego leczenia. Okazało się, że przede mną radioterapia, a co do dalszych działań, dowiem się na bieżąco.
W marcu 2018 zaczęłam radioterapię, która była dla mnie ciężkim przeżycie. Przez cały czas wymiotowałam, chudłam. Codziennie tata zawoził mnie na naświetlanie, przywoził do domu, a potem do wieczora leżałam. Nie miałam ochoty na życie. Widziałam, jak syn się martwi, a ja nie potrafiłam wykrzesać z siebie nic pozytywnego. Miałam obok wspaniałych rodziców, syna oraz przyjaciółkę Agnieszkę. Oni starali się mi pomóc, ale ja nie dopuszczałam ich do siebie. Byłam bardzo zmęczona. Byłam zmęczona leczeniem i zmęczona życiem.
Najgorsza była brachyterapia, po której miałam myśli samobójcze. To był bardzo trudny czas.
Wielu twierdzi, że jeśli nie przechodziłam chemioterapii, to co mogę wiedzieć o trudnościach w leczeniu i o złym samopoczuciu. Każda z nas jest inna, każda inaczej przechodzi leczenie, inaczej reaguje na ból itd. Dla mnie radio- i brachy-terapia były bardzo ciężkie. Tu przyznaję, że rodzina i przyjaciele byli dla mnie bardzo ważni i raz jeszcze podkreślam, że tak bardzo ważna jest ich obecność, nawet jeśli my udajemy, że nie chcemy tej obecności, oni są.
Udało mi się wyjść z tego złego czasu, przetrwałam, żyję i staram się przekazywać innym, że wszystko co najgorsze też ma swój koniec. Żyję też dzięki temu, że chcę wychować syna i chcę działać pomagając innym. To mnie trzymało przy życiu. To zatrzymało w targnięciu się na swoje życie.
W międzyczasie w TVP wyemitowali The Wall. Wygraj Marzenia – odcinek, w którym byłam jedną z głównych bohaterek. Emisja programu przyniosła zainteresowanie medialne (wiele wywiadów, reportaży) i chyba to też trzymało mnie przy życiu, ta adrenalina, gotowość. Myślę, że te wydarzenia bardzo mocno przyczyniły się do tego, żebym nie skupiała się na chorobie i negatywnych jej aspektach, a na czymś co daje radość i spełnienie.
W lipcu 2018 wzięłam udział w reklamie jesiennej ramówki TVP (program, The Wall Wygraj Marzenia) i znowu to ta sytuacja uratowała mnie przed załamaniem. Miałam za zadanie dojechać do Warszawy ( a było wyjątkowo upalnie) i wykonać zadanie, co zresztą sprawiło mi wiele radości. To było bardzo ważne i miłe wydarzenie w moim życiu. Cieszę się, że się zgodziłam, chociaż miałam opory i chciałam się wycofać.
Kolejnym etapem leczenia była hormonoterapia (tamoxifenem), która przyniosła mi dużo skutków ubocznych, dlatego trzeba było zmienić leczenie. I oto w październiku 2018 roku rozpoczęłam „przygodę” z zoladexem (i odtąd co 4 tygodnie melduję się w szpitalu na podanie zastrzyku podskórnego. Od ponad 1,5 roku mam menopauzę, która wiąże się z wieloma skutkami ubocznymi. Podawanie zastrzyku zawsze boli, ale już coraz bardziej się przyzwyczajam. Jestem wdzięczna, że trafiłam na cudowną pielęgniarkę, która jest aniołem.

Mam dwóch prowadzących lekarzy onkologów, którzy o mnie dbają.
Od ponad roku oprócz zoladexu biorę dodatkowe leki.
Bywają trudne dni, kiedy jestem obolała, słaba i bez życia. Bardzo tego nie lubię, bo chcę działać i żyć, a te zatrzymują mnie. Dodatkowo doszły uszkodzenia nerwów. Mam nieprzespane noce, obfite w bóle nóg i dłoni. Czasami nawet sobie popłakuję w poduszkę. To daje bardzo mocno w kość. Niemniej każdego dnia cieszę się, że żyję!
Cieszę się, że mimo choroby mogę działać i wypełniać moją życiową misję Wspieram kompleksową pomocą rodziny w trudnej sytuacji w w ramach działań Fundacji Pomocna Mama, w której jestem wolontariuszem, twórcą i prezesem. Choroba nie zatrzymała mnie w tych działaniach).
Spotykając na holach szpitali i poradni kobiety, które są załamane nie tylko aspektami bólowymi, ale też tym, że wg nich straciły urodę, atrakcyjność, straciły swoją kobiecość, pomyślałam, że można by coś dla nich zrobić. Spotkałam się z koleżanką, której nie widziałam od lat, a z którą parę razy udało mi się zorganizować coś dla innych. Powstał piękny projekt dla kobiet chorych onkologicznych, w którym kobiety przechodziły metamorfozy zewnętrzne i wewnętrzne, Metamorfozami zewn. Zajęła się koleżanka, a wewnętrznymi Fundacja, którą prowadzę.
Po tym projekcie powstał kolejny, też min. dla kobiet chorych onkologicznie. Życie cię kocha- bo taką nosi nazwę, to projekt wspierający kobiety, chorujące na przewlekłe schorzenia, w w tym nowotwory. Inauguracją tego projektu była sesja zdjęciowa, do której zaprosili nas mężczyźni motocykliści – Grupa Motocyklowa Czerwone Lwy, powstały piękne zdjęcia, a z nich kalendarz charytatywny. Kobiety w projekcie są obejmowane pomocą specjalistyczną, organizowane są spotkania integracyjne oraz wsparcie wg ich potrzeb. To piękny projekt i cieszę się, że mogę pomagać innym, w tym amazonkom.
W międzyczasie wzięłam też udział w cyklu programów „Mamy mają moc”, opowiadających o kobietach, które mimo tragedii, jakie przechodzą, mają tyle siły i mocy, że żyją dalej i sobie radzą. Wzięłam udział w tym fantastycznym cyklu reportaży, ponieważ chciałam pokazać innym kobietom, borykającym się z chorobą nowotworową, że możemy sobie poradzić, że mimo tego, iż jest czasami bardzo ciężko, damy sobie radę, bo mamy moc.
Podczas leczenia spotkałam na swojej drodze mnóstwo fantastycznych i ciekawych osób, nie sposób ich zliczyć😊 Osoby pracujące przy programie The Wall, oraz Mamy mają moc, osoby, które wspierały oba projekty, oraz które nadal wspierają Fundację Pomocna Mama…😊
Któregoś dnia zadzwoniła do mnie Pani Redaktor, która zaproponowała mi wywiad do gazety Cała Ty. Chciała przedstawić to, co robię od lat, moją ścieżkę pomagania (a pomagam od ponad 25 lat). Napisała piękny artykuł, w którym opisała historię mojego pomagania, moich działań woluntarnych, w tym działań, jakie podjęłam będąc chora. To był piękny artykuł i jestem wdzięczna, że to właśnie mnie wybrała. Zdaję sobie sprawę, że tysiące ludzi pomaga innym, dlatego dla mnie było to wyróżnienie. Wspominam o tym, bo pragnę podkreślić, że choroba nie tylko przyniosła mi wiele smutku, lęku i łez, ale wiele też pozytywnych zdarzeń,
I oto dziś mija prawie 2,5 roku od diagnozy. Jak wspomniałam, ten czas to czas smutku, lęku, strachu, ale też wielkich wyzwań, wspaniałych wydarzeń oraz czas poznawania wielu fantastycznych ludzi.
To czas, który zweryfikował też moje przyjaźnie, ale to też czas, kiedy dowiedziałam się, że ŻYCIE MNIE KOCHA. Bo jak by to miało być inaczej? Skoro nadal żyję, skoro mogę pomagać, skoro mogę być przy synu?
Kochane, mogłabym pisać i pisać, ale starałam się opisać moją historię w pigułce, żeby nie zanudzać.
I powiem tak: żyję, cieszę się z życia, wciąż się kształcę (robię dodatkowe kursy), mam tysiące nowych pomysłów i marzeń i celebruję każdą chwilę😊
Ponadto doceniam to, co kiedyś wydawało się zwykłe.

Kochane, chcę Wam też powiedzieć, że warto uwierzyć, że możemy wiele, mimo tego, że czasami jest źle, mimo trudów leczenia, mimo lęku, strachu. Zawsze trzeba wierzyć w przyszłość, w to, że spełnią się nasze marzenia.
Chcę Wam też powiedzieć, że cieszę się, że jestem z Wami i jeśli któraś będzie potrzebowała mojej pomocy i będę mogła pomóc, proszę piszcie, dzwońcie.
Pamiętajcie, że Życie Was kocha!”

Kampania #pomacajsie
Fot. MOOi Studio Anna Szołucha / Gosia Lakowska
MUA Angelika Solecka- Angelito VuelArt
Fundacja Kochasz Dopilnuj